Zwracanie się do pacjentów po imieniu w domach opieki i ośrodkach alzheimerowskich to plaga. Mówienie na ty jest tak powszechne, że nikt już zdaje się tego nie zauważać. Dla mnie kontrast jest tym większy, że moja mama, której odbiór rzeczywistości jest bardzo zaburzony, wciąż mówi o innych ludziach: pan, pani. O pielęgniarkach również. Pamięta imię jednej z pielęgniarek i zawsze nazywa ją panią Kasią.
Za tym mówieniem po imieniu kryje się coś gorszego – infantylizowanie pacjenta, traktowanie go po macoszemu, z góry. Być może intencje są dobre, ale skutek upokarzający. Tak to odczuwam. Może nie akceptuję tej formy, dlatego, że dotyczy mojej mamy? Odbieram to jako brak kultury, nierespektowanie granic, łamanie zasad współżycia społecznego. Obce dla mamy osoby mówią do niej na ty, w ogóle nie zastanawiając się nad tym, czy ona by sobie tego życzyła. Mam z tym problem. Dla mnie mama to mama. Nieważne czy chora i jak bardzo, czy wie kim jestem, czy nie. Jeśli przestanie mnie poznawać, to ja i tak będę się do niej zwracać „mamo”. Skąd pomysł, żeby zwracać się do starszych osób po imieniu? Przecież one są przyzwyczajone, że inni do nich mówią na pan i pani, bardziej niż po imieniu. Skracanie dystansu? Może. Tylko, czy to jest niezbędne, pomaga w opiece? Wnosi coś w tę relację? Nie jestem przekonana. Czuję dysonans.
Pacjent z głębokim otępieniem nie upomni się o szacunek. Nie wyrazi jasno swoich myśli, nawet jeśli czuje, że coś mu nie odpowiada. Mojej mamie długo to familiarne traktowanie przeszkadzało. Do tego stopnia, że podczas pierwszego pobytu w ośrodku uznała, że musi mi wytłumaczyć tę formę. „Oni tu tak mówią” – przekonywała.
Godność. To słowo powinno być wyryte na ścianach gabinetów i w głowach opiekunów. Nie mówmy na „ty”. Zamiast „No, Jadzia, idziemy” spróbujmy powiedzieć: „Pani Jadziu, chodźmy na spacer”. To dużo zmienia. Również w naszych głowach.