Rok mija

Za kilka dni minie rok od zamknięcia ośrodka dla odwiedzających. W tym czasie udało mi się kilka razy zobaczyć mamę – raz w ogrodzie w czerwcu, miesiąc później wpuszczono mnie na chwilę na korytarz – pomachałam do mamy, kiedy wychodziła z windy, ucieszyła się bardzo na mój widok i ostatni raz we wrześniu, kiedy przyprowadzono mamę do urządzonego w przedsionku miejsca spotkań z przepierzeniem z pleksi. Wtedy mnie już nie poznała, w ogóle na mnie nie zareagowała. Pytałam ją czy wie, kim jestem, ale uciekała wzrokiem, nie odpowiadała.

Potem były już tylko połączenia kamerkowe z dłuższą przerwą spowodowaną mamy pobytem w szpitalu z powodu covidu (druga połowa grudnia, czyli święta). Po chorobie wróciła już w całkiem innym stanie. Wcześniej była fizycznie zupełnie sprawna, chodziła, jadła sama, mówiła. Teraz ledwo wstaje podtrzymywana przez dwie osoby i to po tygodniach intensywnej rehabilitacji. Wszystko to dzieje się beze mnie. Nie przyzwyczaiłam się do tego, choć obawiałam się, że tak może się stać, bo to wydaje się wygodne – mama jest pod stałą opieką, opłacamy pobyt, dosyłam potrzebne zakupy, pieluchy i co jakiś czas sprawdzam, co u niej.

Jednak brak fizycznego kontaktu jest dojmujący. Nie przypuszczałam, jak bardzo. W mamy stanie możliwość przytulenia jest jedyną szansą na to, żeby poczuła moją obecność, to że jestem, że się troszczę, że pamiętam, że kocham. Dotyk jest teraz właściwie jedyną formą kontaktu, na którą reaguje. Pogłaskanie po twarzy, uczesanie włosów albo chociaż nakremowanie rąk – proste czynności, które zmieniłyby wszystko w tej chwili…

Personel mamy ośrodka jest zaszczepiony dwiema dawkami. Pacjenci – nie. Dopóki to się nie stanie, nie ma mowy o odwiedzinach. Słyszę, że są ośrodki, gdzie mimo zaszczepienia pensjonariuszy przywrócenie kontaktu z najbliższymi nie jest priorytetem. Mam nadzieję, że u mamy będzie inaczej.

Rok mija
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Przewiń na górę
Facebook