Co z mamą?

Otępienie. I wszystko, co się wydarzyło odkąd wiem, że mama choruje.

Rajstopy

Do lekarza rodzinnego mama się wybrała w samych rajstopach. W swetrze, kozakach, płaszczu i rajstopach. Jak to się stało? – te zdania zanotowałam równo trzy lata temu. Odnalazłam je dziś. Pamiętam, kiedy to pisałam.

Pamiętam dobrze zakłopotanie, które poczułam, gdy zobaczyłam mamę w przychodni. Wiedziałam, że ma umówioną wizytę i nie chciałam, żeby była sama. Pamiętam, jak starałam się, żeby nikt tych rajstop nie zauważył. No i żeby mama nie zauważyła, że coś jest nie tak. Bo najbardziej zależało mi na ochronieniu jej przed oceną innych. Przecież nie wytłumaczę tym ludziom w poczekalni, że mama jest chora. Zresztą, po co im to mówić… Tłumaczenie stygmatyzuje – kobieta jest chora, nie rozumie, coś jej się poprzestawiało, zwariowała. No i te ukradkowe spojrzenia…

To był czas, kiedy martwiłam się o jej dobre imię, o to, że jej zachowanie naraża ją na pośmiewisko. Dlatego chciałam być wciąż przy niej, ratować ją przed tym. A ona jak na złość chciała być niezależna. Denerwowały ją moje uwagi, żeby nie chodziła sama, że za późno, że nie wypada, że pójdziemy razem, że ja to zrobię. Myślę, że czuła się osaczana – przeze mnie i przez zawodzący ją mózg. Czuła, że nie panuje nad wszystkim. Mieszkała wtedy sama, ale byłam u niej codziennie, a rozmawiałam z nią przynajmniej kilka razy dziennie przez telefon.

Tamtego dnia napisałam jeszcze: Wydawało mi się, że jej stan nie jest tak zły, żeby nie rozumiała, że rajstopy to rajstopy, a nie spodnie. Od dawna ma problem z dopasowaniem stroju do pogody, z jej dobrego stylu nic już nie zostało. A przecież ubierała się tak fajnie, lubiła lniane spodnie, marynarki, szale, chusty, naturalne materiały, wygodne buty. Trochę to było młodzieżowe, trochę sportowe, zawsze w dobrym guście i na luzie. O makijaż nie dbała, ale zawsze miała wypielęgnowane paznokcie. I to jej zostało do dziś. Wciąż maluje paznokcie, są zawsze starannie wypiłowane. Tylko nie zmywa ich, wydaje mi się, że nie umie kupić zmywacza do paznokci. Rozwiązała to w ten sposób, że prosi moją starsza córkę, żeby jej stary lakier zmywała. Za to włosy zupełnie jej nie obchodzą – często nieuczesane, na głowie przepaska w dziecinny wzorek w baloniki, pewnie stara Marty, którą gdzieś znalazła i nie da sobie wytłumaczyć, że to nie dla niej. Ale jednak dotąd ubierała wszystko, co trzeba. Nie wychodziła rozebrana. Choć odkrywam u niej ciuchy, których nigdy wcześniej nie widziałam. Myślę, że zdrowa pewnie by ich nie ubrała. Dziwne buty, stare, które dostaje od jakiejś koleżanki – nie zwraca uwagi na to, że są znoszone. Ubiera je, choć ma swoich porządnych dużo. Odnajduję w jej szafach też rzeczy, które przed laty przeznaczyłam do oddania. Prosiła, żeby jej przynosić, bo zna panią, która ma dużo dzieci i zawsze chętnie przyjmie. Więc przynosiłam.

Pamiętam czas, kiedy powstały te notatki jako niezwykle trudny i bolesny dla mnie. Przeistaczałam się z córki w opiekunkę, ale bardzo chciałam być wtedy córką. Bałam się tego, co się dzieje i zupełnie nie wiedziałam co robić. Każdy dzień to był lęk, budziłam się z myślą, co dziś się wydarzy. Nie miałam pojęcia, jakie kroki podejmować, działałam intuicyjnie.

Dziś patrzę na to inaczej. Tęsknię za tamtą mamą, bo wtedy jeszcze była sobą, trochę bardziej nieporadną, momentami dziwną, ale sobą.

Rajstopy
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Przewiń na górę
Facebook