Zupełnie nie zareagowała na mój widok, zupełnie. Jej uwagę zdołały na moment skupić tylko litery na mojej bluzce. Duże białe litery na ciemnym tle. Próbowała je odczytać.
Mówiłam do niej, nachylałam się, przybliżałam na tyle, na ile pozwalała dzieląca nas ścianka z pleksi, pytałam o różne rzeczy, nie odpowiadała. W końcu odważyłam się zapytać czy mnie poznaje. Patrzyła, nie odwróciła wzroku, patrzyła na mnie i widziałam, że nie wie… że nie wie dlaczego ją o to pytam.
– Mamuś, wiesz kim jestem? – zapytałam ponownie
Spuściła wzrok, powoli poprawiła się na krześle i zajęła swoimi dłońmi.
Nie była smutna ani zagubiona. Kilka razy się zaśmiała, czasem wypowiedziała cicho parę króciutkich słów. Siedziała z nogą założoną na nogę, chudziutka, przygarbiona za tą przeźroczystą ścianką oddzielającą nasze dwa światy. Jej, całkiem niedostępny dla mnie i mój coraz bardziej dla niej odległy, zamglony, zanikający, nieobecny…. Nieistniejący?
Pani Iwonka, opiekunka, która zajmuje się mamą w ośrodku obserwując nasze spotkanie, próbowała mnie pocieszać, mówiąc, że słyszy, jak mama czasem wypowiada moje imię, kiedy sobie coś tam mówi. Byłam jej wdzięczna za tę troskę.
To nie był zły dzień mamy, gorszy moment, ani pora dnia. Zrozumiałam to już w pierwszej chwili, jak tylko odezwałam się do mamy. Pierwszy raz poczułam, że zupełnie nie wie, że jestem kimś bliskim. Zawsze się bałam tej chwili, wyobrażałam ją sobie wielokrotnie, myślałam, co wtedy zrobię. A dziś, kiedy to się stało, chciałam jedynie ją przytulić, dotknąć jej twarzy, pogładzić, przecisnąć się przez tę ściankę i przygarnąć do siebie. Chciałam, żeby mnie poczuła, żebym ja poczuła ją.
Nie mogłam tego oczywiście zrobić. Przesłałam jej buziaka na odległość.
Mamuś, przytulimy się już niedługo na pewno, musimy jeszcze tylko trochę wytrzymać.