Urodziny mamy

Mama skończyła 68 lat. Długo zbierałam się, żeby o tym napisać. To jedna z tych chwil, które są ważne, chcę je zapamiętać. Ale tym razem nie wiem, co napisać. Dla mamy „urodziny” to już puste słowo. Byliśmy u niej w trójkę – ja, Alan i moja starsza córka. Z życzeniami, ciastem, podniosłymi minami. Ale mama nie rozumiała, a przynajmniej zupełnie nie reagowała na to, co mówiliśmy. Jakby wyraz „urodziny” nic nie znaczył, jakby go nie słyszała. Ciasto zjadła, owszem, nawet uznała, że dobre. Nasza obecność ją cieszyła, ale okazja w ogóle nie stanowiła dla niej żadnego punktu zaczepienia.

To pierwsze takie urodziny. Już od dawna mama nie kojarzy dat, nie umiejscawia wydarzeń w czasie, nie pamięta co, kiedy miało miejsce, ile mamy lat, kto z nas jest starszy, a kto młodszy, myli stopień pokrewieństwa, a nawet pokolenia, nie wie jaki jest miesiąc, pora roku, dzień, godzina, kiedy brała ślub i kiedy się urodziła. Ale dotąd wystarczyło powiedzieć „mamo, masz dziś urodziny” i mimo że nie kojarzyła daty, rozumiała znaczenie słowa, odnajdywała się w sytuacji. Teraz to nie zadziałało. Może nawet pamięta to słowo, ale nie wie, co się z nim wiąże, jak należy zareagować – ucieszyć się czy zdziwić? Czy to coś ważnego? Co trzeba powiedzieć, co zrobić? Co się dzieje w urodziny? Jakby cała otoczka skojarzeń uleciała. Nawet urodzinowe ciasto nie pomogło.

Jadąc do mamy planowaliśmy, że zabierzemy ją na spacer do miasta, gdzieś razem usiądziemy, wyrwiemy się z ośrodka na kilka godzin, ale było upalnie, odważyliśmy się wyjść z mamą na chwilę na ogród, zrobić rundkę wokół budynku, usiąść na moment na ławce, ale tylko na moment, bo słońce paliło niemiłosiernie, a żadna z ogrodowych ławek nie była w cieniu.  

Personel ośrodka nie wiedział, że mama ma urodziny. I to było smutne. Pamiętam, że podczas pierwszego pobytu mamy na turnusie rehabilitacyjnym, obchodzono urodziny ordynatora – mama opowiadała wówczas, że składali panu doktorowi życzenia. Pamiętam, że przemknęło mi wtedy przez myśl pytanie, czy urodziny pacjentów też tak celebrują. Już wiem, że nie.

Wiem, że pacjent, który nie pamięta, albo nie reaguje, albo co gorsza reaguje nie miłym słowem, ale przekleństwami i agresją, bo tak też bywa, to nie jest wdzięczny jubilat. Ale to wciąż jubilat. Urodziny to urodziny.

Wracaliśmy do domu w kompletnej ciszy, oboje – ja i Alan. Milczeliśmy całą drogę, cztery godziny w samochodzie. Zwykle tyle gadamy, przerywamy sobie, żartujemy, ironizujemy, omawiamy wszystko, co się wiąże z mamą, analizujemy, pocieszamy się, wysłuchujemy. Takie milczenie nam się nie zdarza. Spoglądałam na brata czasem, odgadując o czym myśli. Nie pytałam. Byłam pewna, że o mamie. Takie to były urodziny właśnie…

Urodziny mamy
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Przewiń na górę
Facebook