Co z mamą?

Otępienie. I wszystko, co się wydarzyło odkąd wiem, że mama choruje.

Aparat słuchowy z Chin

Mama zamówiła sobie aparat słuchowy. Z tą rewelacyjną wiadomością zadzwoniła do mnie bardzo przejęta któregoś dnia. Jak zamówiła? Telefonicznie oczywiście. Zadzwonił do niej pan, ona akurat jakimś cudem usłyszała i odebrała komórkę, powiedział, że została wybrana i ma niepowtarzalną okazję stać się posiadaczką niezwykłego aparatu słuchowego, bardzo nowoczesnego w technologii wietnamskiej czy koreańskiej, mama nie do końca informację przyswoiła, ale zapamiętała, że chętnych jest bardzo dużo a aparatów mało i trzeba się spieszyć, bo może nie wystarczyć. A ten dla kogo nie wystarczy będzie płacił więcej, bo to już będzie bez dofinansowania, jakiegoś tajemniczego nie wiadomo przez kogo. No i ona podała panu mój adres, który ma zapisany w zeszycie. Przesyłka przyjdzie na ten adres.

Oczywiście żaden aparat nie jest jej potrzebny, słyszy dobrze. Ale to nie ma znaczenia. Podobnie jak to, ile będzie ta przesyłka kosztowała. Kwestia pieniędzy w ogóle nie była dla mamy ważna, bo od dawna zupełnie nie ogarnia tego tematu. Ważne, że trzeba się spieszyć, bo wszyscy to kupują, ona została wybrana, pan dzwonił i mówił.

– Tylko, żeby ktoś był w domu, jak ten pan przyjdzie – martwiła się przez telefon.

W tym momencie wpadłam w panikę. Co będzie, jeśli naprawdę coś zamówiła? Jak my to odkręcimy? Natychmiast zadzwoniłam do Alana, mojego brata, żeby sprawdził połączenia mamy komórki. Na szczęście mamy podgląd on-line. Rzeczywiście były połączenia stacjonarne z kierunkowymi wrocławskimi i poznańskimi. Alan sprawdził je w internecie – okazało się, że fora pełne są ostrzeżeń przed tymi numerami. „Nie odbierać! Blokować!” – grzmiały wpisy na forum. Tego się właśnie obawialiśmy. Alan wykręcił numer z listy mamy połączeń. Odezwał się pan, potwierdził zamówienie aparatu słuchowego, które złożyła mama. Nie zauważył, żeby mama miała jakieś trudności ze zrozumieniem co do niej mówi. Przekonywał, że całkiem swobodnie rozmawiała, była zainteresowana umową. Nie odpuszczał. Postanowiliśmy zastosować wcześniej ustaloną strategię, czyli blef, że mama nie jest poczytalna i jakakolwiek zawarta przez nią umowa nie ma mocy prawnej. Zadziałało. Pan zapewnił, że anuluje zamówienie.

Odetchnęliśmy z ulgą. Ocaliliśmy 400 zł. Tym razem się udało, ale czy zdążymy następnym razem? Bo tego, że będą następne byliśmy pewni.

Tymczasem mama wciąż pytała, czy aparat dotarł, a dokładnie „czy był pan?” Liczyliśmy na to, że w końcu zapomni. Ale nie. Trochę baliśmy się, że sama do niego zadzwoni, bo zapisała sobie numer w zeszycie i rozpęta wszystko na nowo. W końcu Alan wpadł na pomysł, żeby zamówić jakiś chiński aparat w internecie, dla świętego spokoju, bez znaczenia jaki, bo byliśmy pewni, że mama i tak nie będzie go używać. Znalazł więc w popularnym serwisie sprzedażowym słuchawkę do ucha, dokładnie taką, jaką obiecywał pan, który dzwonił do mamy. Kosztowała niecałe 4 dolary. Zamówił od razu cztery sztuki, na zapas, przewidując, że maleńka słuchawka szybko się zgubi, albo zepsuje. Razem z transportem z Chin koszt całości zamówienia wyniósł 13 dolarów.

Cierpliwie czekaliśmy na przesyłkę. Sami byliśmy ciekawi co to będzie i czy w ogóle dotrze. Mama wciąż dopytywała się o aparat, choć coraz rzadziej. I kiedy w końcu przestała, a ja całkiem zapomniałam o chińskim zamówieniu, kurier dostarczył paczuszkę. Ładnie zapakowane cztery słuchaweczki w plastikowych pudełeczkach.

Najpierw sama obejrzałam to cudo. Z dołączonego opisu produktu, po angielsku, dowiedziałam się, że mama odkryje na nowo przyjemność pogawędki z przyjaciółmi, będzie się cieszyć w pełni z seansu kinowego i radować podczas spacerów po lesie, lepiej słysząc odgłosy przyrody. Uroczyście przekazałam słuchawkę mamie. Pokazałam jak włączać, jak wkładać do ucha. Obejrzała ją raczej bez entuzjazmu, nie chciała wypróbować. Włożyła do torebki i nie wyjmuje jej stamtąd do dziś. Od czasu do czasu sprawdza, czy wciąż tam jest, a czasem zastanawia się co to za pudełeczko. I tyle.

Spodziewaliśmy się, że tak to się skończy. Na szczęście przesyłka kosztowała 13 dolarów, a nie kilkaset złotych.

To było kilka miesięcy temu. Dziś mamy stan jest dużo gorszy niż wówczas, ale wciąż potrafi powiedzieć „tak” przez telefon, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Najwyraźniej jest w jakiejś bazie danych sprzedawców obdzwaniających starsze osoby, bo wciąż zdarza się, że ktoś do niej dzwoni proponując przeróżne „nowości” i usługi medyczne. Mama bardzo poważnie traktuje te telefony. Ponieważ ma starą komórkę, nie mamy możliwości zablokowania numeru, zresztą to nic nie daje, bo sprzedawcy dzwonią z różnych. Zaczęliśmy traktować serio podpowiedzi osób mądrzejszych od nas byśmy rozważyli choć częściowe ograniczenie mamie praw. Wciąż też zachowujemy czujność i sprawdzamy jej połączenia on-line. Ale i tak każdy rachunek za jej komórkę wywołuje u mnie niepokój, bo może przypadkiem gdzieś oddzwoniła, na jakieś Kajmany na przykład. Co miesiąc boję się otworzyć załącznik w mailu, bo kto wie co tam znajdę…

Aparat słuchowy z Chin
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Przewiń na górę
Facebook