Jesień. Siedzę z mamą na tarasie, pijemy herbatę. W rogu tarasu stoją trzy plastikowe krasnale ogrodowe, takie niewielkie, może 30-centymetrowej wysokości. Stoją sobie na tym tarasie od lat, wyblakłe od słońca, trochę uszczerbione.
Mama nagle zrywa się podchodzi do krasnali, przesuwa je delikatnie i mówi: – Te dwa to sobie tak stoją w tę stronę, a ten, to on zawsze patrzy tam, na ścianę, o tutaj, widzisz? Jak jakaś mucha przeleci czasem to on patrzy.
Odruchowo zerkam na ścianę.
– Te krasnale są plastikowe – mówię sondując jej reakcję
– No tak tak, plastikowe – przytakuje.
Nie wiem, czy mam w to brnąć, prostować, tłumaczyć, że krasnale nie są żywe… Odpuszczam.