Mama by się ucieszyła

Moja córka Olga obroniła dziś pracę licencjacką, na 5. Ależ mama by się ucieszyła! Jej entuzjazm i zaangażowanie we wszystko, co dotyczyło wnuczek był zawsze niepohamowany. Ich sprawy były dla niej najważniejsze. I to o nie martwiła się nawet wtedy, kiedy już przestała się martwić o cokolwiek innego.

O wnuczki pytała przez telefon właściwie do ostatniej naszej rozmowy. Kiedy już wydawało mi się, że nie pamięta prawie nic, to swoje wnuczki miała zawsze przy sobie. Widziała je w swoim wyimaginowanym świecie. Nie wiem czy widzi je teraz, bo nie mogę z nią tak często być przez tę wymuszoną pandemią izolację, ale wierzę, że tak, że widzi nas wszystkich, ma nas przy sobie i jest jej z tym dobrze.

– Co u was? Jak dzieci? – to był żelazny zestaw mamy pytań przez telefon. Pytała o nas wszystkich, a potem o każdego z osobna. Odpowiadałam, że wszystko dobrze, bo wiedziałam, że bardzo się martwiła, jeśli coś było nie tak.

Przeżywała każdy sukces moich dzieci od ich urodzenia. Była na każdym przedszkolnym i szkolnym przedstawieniu, wiedziała o każdym ważniejszym i zupełnie nieistotnym wydarzeniu w ich życiu, wypytywała, była ciekawa i bardzo lubiła być częścią ich życia. Wierzyła w nie, dopingowała, zawsze miała dla nich czas. I one bardzo chętnie z nią ten czas spędzały. Nie wyrzuciła żadnego obrazka, laurki, liściku, który od nich dostała przez całe lata, ich zdjęcia stały w ramkach w jej mieszkaniu. Wszystko to odnaleźliśmy z Alanem porządkując mamy mieszkanie. Wszystko było ważną pamiątką.

Kiedy Olga obroniła pracę, odruchowo pomyślałam, że trzeba zadzwonić do mamy, podzielić się z nią tą radością. Wciąż mam ten odruch.

Mama by się ucieszyła
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Przewiń na górę
Facebook