Znalazłam na biurku karteczkę sprzed kilku miesięcy ze spisem rzeczy, które miałam zabrać do mamy. Na liście były np. chusteczki higieniczne, herbata, nowy kubek, okulary. Dziś żadnej z tych rzeczy nie wpisuję na listę. A przecież to zaledwie kilka miesięcy…
Okulary dowoziłam wciąż nowe, bo się gubiły, na początku kupowałam u optyka porządne, potem już tanie plastikowe w supermarkecie albo aptece, bo i tak wystarczały na chwilę. Póki mama czytała, albo choć zakładała na nos – przywoziłam. Przestałam niedawno, kiedy zrozumiałam, że nie wie do czego służą. O chusteczki higieniczne z kolei mama bardzo prosiła, bo lubiła mieć zapas, kubek i herbata były obowiązkowe, bo mama lubiła sama sobie parzyć herbatę i długo to robiła w ośrodku. Miała ulubiony smak herbaty. W końcu i to przestało być rytuałem.
Jutro jadę do mamy i jak zwykle robię listę. Teraz najważniejsze są pieluchy, lekarstwa, nawilżane chusteczki do ciała, kosmetyki do pielęgnacji, których już nie używa mama, ale opiekunka, która dba o jej higienę. Z nią omawiam co dokupić, co się bardziej sprawdza, co mniej. Muszę też zawsze pamiętać o skarpetkach, bo wciąż gdzieś się zapodziewają i nie ma co mamie ubrać. To już są zupełnie inne zakupy. Mama nic o nich nie wie… Ale zawsze też staram się przywieźć coś, co sprawi jej przyjemność – jedyną pewną rzeczą jest ostatnio jedzenie. Mama czeka na banany, lubi miękkie rogaliki, ciastka. Jemy sobie razem i to jest nasza mała przyjemność.
Każda wizyta u mamy to wielka niewiadoma. Nigdy nie wiem co zastanę. Dlatego zawsze jadę w dzień powszedni (jak trudno wygospodarować ten dzień pracując!) – bo jest większa szansa, że porozmawiam z lekarzem na oddziale, jeśli będzie taka konieczność, bo sklepy i apteki są otwarte i mogę dokupić coś, jeśli na miejscu okaże się, że trzeba. Tak kombinuję, na wszelki wypadek.
Droga w tamtą stronę jest koszmarna, jadę i myślę o tym co się zmieniło, jak mama, czy mam wszystko co potrzeba, czy o czymś nie zapomniałam. Próbuję przewidzieć różne scenariusze, ale życie, a raczej choroba mamy, nie jest przewidywalna. I czasem nawet podróż w dzień powszedni nie gwarantuje sukcesu. Tak było ostatnio, kiedy przyjechałam z torbą pełną czystych ubrań, a na miejscu okazało się, że trzeba wymyślić coś praktyczniejszego niż dwuczęściowe ubrania, z których mama próbuje się wyzwolić w najmniej odpowiednim do tego momencie.