Tłusty Czwartek

To dziś. Bardzo lubię to święto 🙂 Pamiętam, jak któregoś roku, ze trzy lata temu w Tłusty Czwartek właśnie, mama kupiła 40 pączków. Złapaliśmy się za głowę: co z nimi począć? Kilka zjedliśmy, 20 zabraliśmy do domu, żeby nie było jej przykro. Pomyśleliśmy, że te pozostałe kilkanaście jakoś się rozejdą, może poczęstuje sąsiadki, nie zmarnują się. Albo przynajmniej nie wszystkie. Zresztą nie byłoby szkoda, bo to były marnej jakości pączki.

Jakież było moje zdumienie, kiedy przyszłam do mamy następnego dnia rano i znów widzę u niej 40 pączków.

– Skąd one się wzięły, mamo?

– Kupiłam – odpowiedziała obruszona moim pytaniem.

To było kiedy mama jeszcze mieszkała sama, ale już pod naszą czujną kontrolą. Kupiła te 60 pączków w Biedronce, do której wówczas chodziła. Stały ich w sklepie całe stosy zapakowane w kartony, zafoliowane, pieczone nie wiadomo gdzie, prawdopodobnie gdzieś daleko. Były tanie i niesmaczne. Dla mamy nie miało to już znaczenia. Ani to, że 40 pączków to ilość nie do przejedzenia. Nie ogarniała już tego. Nie kupowała na sztuki, ale po prostu cały karton. Pamiętam, że najbardziej zdumiało mnie, że dokupiła ten kolejny karton następnego dnia, już po Tłustym Czwartku. Wydawało mi się, że powinna pomyśleć, że mogą być już stare, niepotrzebne, nie będzie chętnych do jedzenia następnego dnia znów tylu pączków, no i po co w ogóle kupować te pączki? Nie miała już takiej refleksji.

„Przypadkowe zakupy”, „nadmiarowe zakupy”, „kupowanie niepotrzebnych rzeczy”, „absurdalne zakupy” – to punkty z ankiety, którą wypełnialiśmy z Alanem w ośrodku alzheimerowskim, kilka miesięcy po tym Tłustym Czwartku, podczas pierwszych badań diagnostycznych mamy. Zakreśliliśmy je wszystkie jako zaobserwowane objawy. Te pączki, te 60 tłustoczwartkowych pączków było typowym objawem choroby, jednym z pierwszych. Dość łatwo go przegapić, bo każdy z nas kupuje czasem dziwne rzeczy, robi zapasy, bo coś jest w promocji, więc lepiej wziąć więcej. A chory , w początkowej fazie choroby umie doskonale maskować takie „wpadki”, potrafi je wytłumaczyć, a nawet ukryć. Kiedy porządkowaliśmy mamy mieszkanie już po diagnozie i po jej pierwszym pobycie w ośrodku, znaleźliśmy, oprócz wielu przedziwnych rzeczy, również kilka litrów mydła w płynie, kilkadziesiąt nowych ściereczek do kurzu, kilkanaście paczek nawilżanych chusteczek do czyszczenia kuchni albo łazienki, tyleż nowych szczoteczek do zębów, past itp. Słowem, wszystko było potrzebne, ale mama kupowała to bezrefleksyjnie i w ogóle nie używała. Nie gotowała już wtedy sobie, nie sprzątała, nie zużywała tego, co wciąż kupowała.

**

Idę robić faworki. Obiecałam dzieciom, że będą takie jak ostatnio, bo bardzo im smakowały. Tylko nie pamiętam, z którego przepisu były te ostatnie…

Chciałabym umieć robić takie, jakie piekła babcia Jula. Były idealne. Kiedy myślę o Tłustym Czwartku to widzę górę faworków, które babcia piekła niezłomnie, spodziewając się, że wnuki licznie się stawią jak co roku. Stawialiśmy się oczywiście w komplecie. Zajadaliśmy się babcinymi faworkami na wyścigi.

Te wielkie oprószone cukrem pudrem stosy chrustu były najpyszniejszą rzeczą, jaką pamiętam z dzieciństwa i młodości. Najsilniejsze wspomnienie babci.

Tłusty Czwartek
Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Alan
Admin
4 lat temu

Pamiętam tamten Tłusty Czwartek jak mi opowiadałaś o tych wszystkich pączkach. Później jeszcze widziałem karton po nich jak przyjechałem. Nie wiem czy Mama dobrze 'maskowała wpadki’ czy my nie byliśmy dość uważni. A może po prostu nie chcieliśmy dopuścić do siebie myśli, że nasza Mama może chorować na taką chorobę.

**

Cukru pudru musi być dużo na faworkach. I faktycznie te babcine były najlepsze. Zawsze góra faworków na talerzu, misce. Były tak dobre, że gardziłem pączkami.

Malwina Aisha
4 lat temu

Dziekuje za pani wpisy, bardzo sa pomocne.

Przewiń na górę
Facebook