Co u mnie?

Staję się męcząca dla otoczenia, trochę jak młoda matka, dla której jedynym tematem jest jej dziecko. U mnie to mama. Staram się panować nad sobą i nie wyskakiwać z opowieściami o tym, co z mamą, ale nawet jeśli na początku rozmowy mi się udaje, to w końcu i tak na ten temat zboczę. Dobrze, jeśli tylko na chwilę. Bywa jednak, że zagadam się dłużej. Nie chcę, ale to samo się mówi.

Nie można mnie pytać „co u ciebie?”, bo na uprzejme pytanie, co tam ciekawego u mnie, otwiera się natychmiast szufladka z mamą. Żeby tylko szufladka, toż to szuflada cała, głęboka i ciemna… To temat, który najbardziej siedzi mi w głowie. Właściwie cały czas. Mogę więc mówić o tym co teraz, albo o tym co kiedyś, albo ogólnie o otępieniu. A wiem już dużo, więc mogę mówić długo.

Ludzie – głównie ci, którzy z otępieniem do czynienia nie mieli – nie chcą słuchać i ja ich rozumiem. Bo co mogą zrobić? Zainteresować się tematem? Współczuć? Tylko, że w odróżnieniu od opowieści o dziecku, które są jednak w stanie jakoś tam współprzeżywać, bo większość ma podobne doświadczenia i zna ten stan, to choroba otępienna jest dla nich abstrakcją. „To trudne, och współczuję” – kiwają głowami, ale tak naprawdę nie rozumieją.

Ja zachowywałam się tak samo. Kiedy kilka lat temu koleżanka, której mama miała Alzheimera odwoływała spotkanie, bo biegła do mamy z zupą, przyjmowałam to do wiadomości, ale tak naprawdę nie myślałam o tym, że ona musi, że nie ma kto jej zastąpić, że miewa dość, że to tak wykańczające. Wiem to dopiero teraz.

Co u mnie?
Subscribe
Powiadom o
guest

Przewiń na górę
Facebook